Rok Kapłański, cz. 15

ZDOBYCZE DLA BOGA I PRACE APOSTOLSKIE.

Jednak nie tylko same ciernie wyrastały na glebie powierzonej ks. Vianney, rozkwitały tam również wonne kwiaty niewinności i pobożności.Utworzył stowarzyszenie Najświętszej Eucharystii, by zgromadzić wokół siebie grono osób, które wraz z kapłanem tworząc serce parafii, dopomagałyby mu w dziele wnikania do wnętrz dusz i zdobywania ich dla Boga. Na ich czele stanęła dziedziczka Ars, starsza panna des Garets. Tak więc zanim jeszcze do Ars zaczęły przybywać tłumy pielgrzymów, codziennie w kościele trwały na adoracji Najświętszego Sakramentu pobożne osoby. Ksiądz Vianney sądził też słusznie, że parafia dopiero wtedy wdroży się poważnie do praktyk religijnych, gdy uda mu się zdobyć dzieci i młodzież. Wiedział też, iż podstawą pobożności jest modlitwa, którą notorycznie w Ars wszyscy zaniedbywali, zwłaszcza modlitwa wspólna w rodzinach. Niemniej jednak wkrótce już w Ars widziano ludzi ściągających zewsząd do kościoła na wieczorny spólny pacierz i koronkę. Było to wielkie zwycięstwo świętego proboszcza! Ks. Vianney odważył się wkrótce na jeszcze większe rzeczy.

Wpoił parafianom konieczność robienia codziennego rachunku sumienia i nawet krótkiego pobożnego czytania, zwłaszcza w porze zimowej, gdy mieli więcej czasu. Tak więc, jak ze strony proboszcza z Ars nie brakowało gorącej zachęty, tak też ze strony parafian nie zabrakło chęci naśladowania jego przykładu. Z pociągającego przykładu proboszcza z Ars korzystały też okoliczne parafie. Brał on udział, jako kaznodzieja i spowiednik w różnych misjach i nabożeństwach jubileuszowych w sąsiednich parafiach. Początkowo, nawet kapłani, którzy widzieli go przy pracy, mieli wątpliwości co do jego zdolności i wiedzy, niebawem jednak wysoko zaczęli go poważać widząc jego surowy tryb życia i pobożność, a kazania pozbawione sztucznych ozdób, zyskiwały uznanie kleru i ludu. Zwłaszcza jego konfesjonał był stale oblężony i proboszczowie, którzy go zapraszali, na próżno czekali na niego z obiadem. W wielu parafiach, w których pomagał w czasie misji, także surowo pościł. jeden z proboszczów wyraził się żartobliwie o ks. Vianney: „Mam dobrego pomocnika; pracuje i nic nie je”. Ks. Vianney zasłynął wkrótce z tego, że gdy w sąsiedztwie zachorował kapłan, on z wielką chęcią przemierzał pieszo wiele kilometrów, aby zastąpić kapłana, by nikt nie był bez posługi sakramentalnej lub Eucharystii. Czynił to nawet wtedy, gdy sam niedomagał, lub wręcz był chory. Teraz możemy ocenić to, że ten, który tak wielkie przeszkody natrafiał na drodze swojego kapłaństwa, naprawdę był godny tego urzędu, który z tak wielkim zapałem i poświęceniem wykonywał.