Rok Kapłański, cz. 21

PROBOSZCZ Z ARS JAKO SPOWIEDNIK I KIEROWNIK SUMIEŃ.

Przez trzydzieści lat napływały do Ars rzesze pątników, aby się wyspowiadać u ks. Vianney. Posadzka starego kościoła aż wytarła się od nieustannego szurania nogami. Ks. Jan Maria prawie nigdy w ciągu dnia nie zdejmował komży, bo penitenci nie dawali mu spokoju. Burmistrz miasteczka, którym stało się Ars, zaświadczył, że w latach od 1830 do 1845 roku przybywało około trzystu do czterystu osób dziennie. Oczywiście, wszyscy, którzy przyjeżdżali do Ars, czynili to z głębokiej pobożności i chęci spotkania ze świętym kapłanem, ale byli i tacy, którzy przybywali z czystej ciekawości, niemniej jednak, nawet i ci nawracali się i wyjeżdżali z Ars odmienieni. Tłum składał się z osób różnego wieku i stanowiska. Byli tam biskupi, kapłani, zakonnicy, była szlachta, byli chłopi, uczeni i prostaczkowie. Było wiadomo, że do konfesjonału świętego proboszcza trzeba było czekać nieraz po kilka dni. Zdarzało się, że ks. Vianney umiał przewidzieć, że komuś naprawdę się śpieszy i musi wracać do obowiązków, i takiego spowiadał poza kolejnością. Powszechnie było też wiadomo, że proboszcz z Ars czyta w duszach ludzkich, na przykład zdarzało się, iż ktoś mówił, że był ostatni raz w spowiedzi dwadzieścia lat temu, proboszcz mówił: „Dodaj jeszcze pięć”. Wiemy to oczywiście od ludzi, którzy sami się do tego przyznawali. Ks. Vianney potrafił też znienacka kazać zawołać jakąś osobę do spowiedzi, raz, gdy kobieta, którą kazał przywołać, już wyszła, kazał ją dogonić i określił dokładnie miejsce, w którym już była. Jako święty kapłan, proboszcz z Ars dobrze wiedział, że łaska Boża działa czasem chwilowo i kto jej nie wykorzysta, przepadnie ona, dlatego pomagał wielu odkryć, ten przypływ łaski. Bardzo często zdarzało się, ze prawie przymuszał niektórych do spowiedzi, i ci, którzy początkowo się opierali, odbywali piękną spowiedź i przykładnie żyli w przyszłości. Ks. Vianney pomagał też w dobrym odprawieniu spowiedzi, przypominał grzechy tym, którzy w swej prostocie zapominali je, ale czasem ostro upominał, gdy ktoś próbował na spowiedzi coś zataić. Pewnego razu jeden z penitentów po spowiedzi zdziwiony zapytał ks. proboszcza; „Ojcze, dla czego płaczesz”?, a na to proboszcz odpowiedział: „Bo ty nie płaczesz i nie żałujesz za grzechy”. Święty spowiednik był też niezwykle wymagający co do przemiany życia po spowiedzi. Zadawał pokutę i żądał na przykład kategorycznie zerwania z nałogiem lub okazją do grzechu. Niektórym, w proroczej wizji, mówił jak będzie wyglądało ich życie, jeśli się nie nawrócą i nie zmienią postępowania. Posługa w konfesjonale szła w parze z kierownictwem duchowym, bo wilelosób, nawet biskupów i kapłanów prosiło o to świętego proboszcza.