Rok Kapłański, cz. 27

WIZERUNEK ZEWNĘTRZNY I WEWNĘTRZNY ŚWIĘTEGO PROBOSZCZA Z ARS.

 

Jeden ze świadków życia proboszcza z Ars powiedział, że patrząc na niego poza czynnościami kapłańskimi, widziało się tylko zwykłego człowieka. Ci, którzy spotykali go po raz pierwszy w jakiś zwykłych okolicznościach, na przykład na rynku, czy wracającego z „Domu Opatrzności Bożej”, byli zawiedzeni. Mówili: „I to ma być ów święty proboszcz?”. Jednak prwdziwie pobozni pielgrzymi nie dawali się zmylić pozorom, wyczuwali bogactwo ducha i pełnię życzliwości i miłości, zwłaszcza wobec pokutujących grzeszników.

Ks. Vianney był wzrostu niskiego, pod koniec życia wydawał sie jeszcze niższy z racji zgarbionych ramion i głowy, którą bezwiednie opuszczał na piersi. Twarz jego była wychudzona i zniszczona, pokryta głębokimi zmarszczkami na skutek postów i małej ilości snu. Czoło miał szerokie i pogodne, łuki brwiowe wysunięte. Niebieskie oczy, odznaczające się jakąś nadprzyrodzoną bystrością patrzyły łagodnie ale i przenikliwie. Często przychodzącym do spowiedzi wydawało się , że przenika ich sumienia, co było zresztą prawdą. Cera dość blada, włosy nie do końca siwe, wygolone nad czołem ale dość obfite, spływały na kark. Nigdy nie pozwolił na namalowanie swojego portretu, te więc, które zostały do naszych czasów są wynikiem dobrych obserwacji i pamięci malarzy.
U proboszcza z Ars poza powłoką cielesną uwydatniała się jego strona wewnętrzna, duchowa. Rzeczywistym zaś wyrazem tej duszy była prostota, subtelność i dobroć. W sposobie bycia ks. Vianney nie zauważało się żadnej afektacji ani sztuczności. Nie wysilał się na sztuczną uprzejmość, czy grę słów. Wobec najwyższych dostojników zachowywał sie zawsze z prostotą i najwyższa swobodą, ale i szczerym szacunkiem, tak zresztą, jak wobec każdego swojego penitenta, bez względu na jego stan i godność. Gdy ktoś był bardzo natrętny w stosunku do niego i chciał go zatrzymywać błahymi rozmowami, grzecznie ale i stanowczo przepraszał, ze musi iść do swych zajęć, natomiast rzeczywiście potrzebującym rady duchowej poświęcał wiele czasu. W ogóle ks. Vianney odznaczał sie wielka pokorą, cichością i dobrocią, choć był stanowczy i wymagający wobec tych, którzy nie okazywali należnej skruchy w konfesjonale. Miłował grzeszników, ale nienawidził grzechu, wszystkim dawał to nieustannie do zrozumienia. Był wyczulony na czyjeś nieszczęścia i cierpienia, stąd przypadki, że liczni doznawali od niego uzdrowień, co zresztą zawsze przypisywał Bogu, Matce Bożej lub świętym, a nie sobie.