Rok Kapłański, cz. 12

WALKA CIEMNOTĄ W SPRAWACH WIARY.

Ks. Jan Maria Vianney wiedział, że jego gorliwosci będzie się przeciwstawiać ludzka gnuśność i lenistwo. Zamierzał zatem – prócz modlitwy i pokuty – rozpocząć słowem i czynem walkę przeciw występkom. Pierwszym zadaniem, jakie sobie wyznaczył, było nawrócenie parafian do świętowania niedzieli. Zaczął od przyozdabiania lichego, wiejskiego kościółka, kazał wybudować nowy ołtarz, który przyozdobił osobiście kupionymi główkami aniołków, pomagał przy odmalowaniu kościoła. Zatroszczył się też o odnowienie szat liturgicznych. Spowodowało to, iż coraz więcej parafian przychodziło do kościoła w niedziele, aczkolwiek niektórzy z czystej ciekawości, jak wygląda w kościele. Następnie postawił na katechizację dzieci i młodzieży, bo stan wiedzy religijnej był fatalny. Dzieci, tak jak młody Vianney kiedyś, od małego musiały pracować na polu, więc często nie umiały czytać ani pisać. Ks. Jan Maria spraszał dzieci w miesiącach słotnych i zimowych, gdy już nie miały pracy w polu przez cały tydzień, a nawet w niedziele po południu. Efektem tego, było, iż dzieci z Ars najlepiej umiały katechizm, co stwierdził biskup w czasie bierzmowania. Był niezwykle wymagający przy nauce katechizmu. Kolejnym polem działania proboszcza z Ars było głoszenie kazań. Początkowo długo przygotowywał się do kazań, pisał je i prawie na pamięć się ich uczył. Nie zawsze jednak potrafił wszystko zapamiętać, więc z czasem zaczął mówić to, co mu z duszy wychodziło. Mówił prosto, choć z przekonaniem i często otwarcie gromił występki i grzechy. Posłuszny wskazaniom Soboru Trydenckiego wykładał wiernym często części Mszy św., dużo mówił o sakramentach.

WALKA Z PRACĄ W NIEDZIELE, Z SZYNKAMI I PRZEKLEŃSTWAMI.

Dopóki była zima, kościół w Ars był rzeczywiście wypełniony w niedziele. Jednak z chwilą nastania wiosny, większość mieszkańców, czy musiała czy nie, w niedziele wychodziła do pracy. Po południu zaś, po pracy zasiadano w szynkach, a do późnej nocy odbywały się tańce i zabawy. Wieś była dumna z tego, że posiadała cztery szynki na dwustu mieszkańców! Biedny Vianney nie chciał pozwolić, by pod jego okiem odbywały się to bezczeszczenie dnia świętego, tańce, przekleństwa i nocne schadzki. Zaczął od walki z szynkami, wiedział, że pijaństwo jest głównym źródłem wszelkiego zła. Udało mu sie to, po niemałym trudzie i czasie. Gdy jeden z szynkarzy zjawił się u proboszcza z pretensją, że rujnuje go, ten dał mu pieniądze i skłonił do zamknięcia lokalu. Inny z szynkarzy również wziął się za rzemiosło i zamknął szynk. Tak więc, przynajmniej w pobliżu kościoła nie było już barów. Dwa pozostałe, umieszczone w innych punktach wsi, również zniknęły. Sprawdziły się prorocze słowa świętego, że kto w Ars otworzy szynk, zbankrutuje, ponieważ aż siedmiu innych szynkarzy próbowało otworzyć interes w Ars i musieli uciekać. Efektem tej walki proboszcza z alkoholizmem było zwiększenie dobrobytu mieszkańców, bo już nie przepijali swej pracy. Przez długie osiem lat trwała też praca nad wykorzenieniem zwyczaju pracy w niedzielę, ale i to w końcu się udało.