Rok Kapłański, cz. 22

PORZĄDEK DNIA PROBOSZCZA Z ARS I JEGO ŻYCIE WEWNĘTRZNE.

Poza pięciodniowymi rekolekcjami, na które do roku 1835 ks. Vianney udawał się rokrocznie, święty z Ars nie opuszczał swojej wioski. Życie jego przybrało charakter wzniosłej monotonności, która uczyniła z niego więźnia dusz. Dwadzieścia godzin na dobę, o ile nie więcej, był na nogach, w konfesjonale spędzał od piętnastu do szesnastu godzin w lecie, w zimie od jedenastu do trzynastu. Już od pierwszej w nocy był w kościele, sam dzwonił na „Anioł Pański”, by dać znać ludziom, iż kościół już jest otwarty, a on gotowy do spowiadania. Oczekiwał ich przybycia, klęcząc przed tabernakulum, a widok ten był niesamowity, sami wierni zeznawali, że był jak anioł wpatrzony w Boskie oblicze. Czytaj dalej Rok Kapłański, cz. 22

Rok Kapłański, cz. 21

PROBOSZCZ Z ARS JAKO SPOWIEDNIK I KIEROWNIK SUMIEŃ.

Przez trzydzieści lat napływały do Ars rzesze pątników, aby się wyspowiadać u ks. Vianney. Posadzka starego kościoła aż wytarła się od nieustannego szurania nogami. Ks. Jan Maria prawie nigdy w ciągu dnia nie zdejmował komży, bo penitenci nie dawali mu spokoju. Burmistrz miasteczka, którym stało się Ars, zaświadczył, że w latach od 1830 do 1845 roku przybywało około trzystu do czterystu osób dziennie. Oczywiście, wszyscy, którzy przyjeżdżali do Ars, czynili to z głębokiej pobożności i chęci spotkania ze świętym kapłanem, ale byli i tacy, którzy przybywali z czystej ciekawości, niemniej jednak, nawet i ci nawracali się i wyjeżdżali z Ars odmienieni. Tłum składał się z osób różnego wieku i stanowiska. Byli tam biskupi, kapłani, zakonnicy, była szlachta, byli chłopi, uczeni i prostaczkowie. Było wiadomo, że do konfesjonału świętego proboszcza trzeba było czekać nieraz po kilka dni. Zdarzało się, że ks. Vianney umiał przewidzieć, że komuś naprawdę się śpieszy i musi wracać do obowiązków, i takiego spowiadał poza kolejnością. Powszechnie było też wiadomo, że proboszcz z Ars czyta w duszach ludzkich, na przykład zdarzało się, iż ktoś mówił, że był ostatni raz w spowiedzi dwadzieścia lat temu, proboszcz mówił: „Dodaj jeszcze pięć”. Wiemy to oczywiście od ludzi, którzy sami się do tego przyznawali. Ks. Vianney potrafił też znienacka kazać zawołać jakąś osobę do spowiedzi, raz, gdy kobieta, którą kazał przywołać, już wyszła, kazał ją dogonić i określił dokładnie miejsce, w którym już była. Jako święty kapłan, proboszcz z Ars dobrze wiedział, że łaska Boża działa czasem chwilowo i kto jej nie wykorzysta, przepadnie ona, dlatego pomagał wielu odkryć, ten przypływ łaski. Bardzo często zdarzało się, ze prawie przymuszał niektórych do spowiedzi, i ci, którzy początkowo się opierali, odbywali piękną spowiedź i przykładnie żyli w przyszłości. Ks. Vianney pomagał też w dobrym odprawieniu spowiedzi, przypominał grzechy tym, którzy w swej prostocie zapominali je, ale czasem ostro upominał, gdy ktoś próbował na spowiedzi coś zataić. Pewnego razu jeden z penitentów po spowiedzi zdziwiony zapytał ks. proboszcza; „Ojcze, dla czego płaczesz”?, a na to proboszcz odpowiedział: „Bo ty nie płaczesz i nie żałujesz za grzechy”. Święty spowiednik był też niezwykle wymagający co do przemiany życia po spowiedzi. Zadawał pokutę i żądał na przykład kategorycznie zerwania z nałogiem lub okazją do grzechu. Niektórym, w proroczej wizji, mówił jak będzie wyglądało ich życie, jeśli się nie nawrócą i nie zmienią postępowania. Posługa w konfesjonale szła w parze z kierownictwem duchowym, bo wilelosób, nawet biskupów i kapłanów prosiło o to świętego proboszcza.

Świąteczna zbiórka darów

W niedzielę, 13 grudnia, Młodzież naszej Parafii przeprowadziła zbiórkę żywności i środków czystości, które będą przekazane jako przedświąteczny dar dla najbardziej potrzebujących Rodzin naszej Parafii. Mieszkańcy Parafii (i nie tylko) bardzo chętnie przynosili produkty. Ilość przyniesionych produktów przerosła najśmielsze wyobrażenia zbierających (dla przykładu: zebrano prawie 100 kg cukru!!!).

DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM ZA DAR SERCA !!!

Rok Kapłański, cz. 20

SPRZECIWY ZE STRONY DUCHOWIEŃSTWA.

Szatan, który zawsze chce walczyć z dobrem, nie zaniechał też tej walki wobec świętego proboszcza z Ars. Co najgorsze posłużył się w tej walce nawet ludźmi, którzy powinni być szczególnie wyczuleni na ataki szatana, czyli współbraćmi św. Jana Marii Vianney w kapłaństwie. Niestety i ludzi duchownych dotykała wada i słabość zazdrości; widząc tak wielką popularność proboszcza z Ars i to, że tylu ludzi zjeżdżało do niego do spowiedzi, słuchało jego kazań i uczestniczyło w jego nabożeństwach, tymczasem ich kościoły świeciły pustkami, księża okoliczni zaczęli szemrać przeciw niemu i krytykować go. Uważali, że ks. Vianney jest człowiekiem ekscentrycznym i zyskałby wiele na tym, gdyby się zmienił i postępował, jak wszyscy inni księża.  Surowo krytykowano jego ubiór  i w sposobie zachowania  się widziano tylko zamiłowanie do oryginalności. Dziwactwem nazywano to, co u świętego proboszcza wypływało z doskonałej intencji. Ks. Vianney czasem oddawał biedakom nowe buty, sam dobrowolnie, celem umartwienia się i w duchu pokory, nosił zawsze wytartą sutannę, stary kapelusz i łatane trzewiki.  Nawet na spotkania i konferencje dla duchownych przybywał tak ubogo ubrany, iż budził w konfratrach politowanie. Ale niektórzy posądzali go o sknerstwo. „Czyżby nie mógł, nawet przy szczupłych dochodach, sprawić sobie przyzwoitego odzienia?” – mówili między sobą. Innym znowu zdawało się, że postępując tak, okazuje brak zdrowego rozsądku, a jeszcze innym, że z jego strony to obłuda, zamaskowana pycha i chęć zwrócenia na siebie uwagi. Stąd wśród duchowieństwa rozpowszechniła się wielka nieżyczliwość wobec świętego proboszcza i ci biedni księża nawet nie rozumieli, że stali się narzędziami w rękach szatana. niejednokrotnie cierpko żartowano sobie , w oczy lub też poza oczami, z ks. Vianney, ale on pogodnie przyjmował te niemiłe sytuacje, a nawet sam z uśmiechem mawiał: „Kto powie choćby tylko: ‚Proboszcz z Ars’ , ten już wszystko powiedział”. Czytaj dalej Rok Kapłański, cz. 20

Rok Kapłański, cz. 19

ŚWIĘTA FILOMENA.

Rzadko się zdarza,by do kogoś, jeszcze za jego życia, urządzano tłumne pielgrzymki, by czczono żywego człowieka, jak relikwię. Tymczasem cicha dotąd wioska w Ars była świadkiem tego zjawiska. Od roku 1827 do 1859 kościół w Ars nigdy nie był pusty. Wieści o proboszczu z Ars rozchodziły się szybko, do proboszcza z Ars zaczęli przybywać ludzie z miejsc oddalonych nawet ponad sto kilometrów od Ars. Zrazu nie wszyscy oczywiście przybywali z pobożności, wielu było po prostu ciekawskich. Podziw budził też fakt, że proboszcz z Ars czyta w sumieniach i czyni cuda. największymi cudami jednak były nawrócenia grzeszników, którzy po wielu latach spowiadali się u proboszcza i zmieniali swoje życie.Mówiono, że misjonarze muszą biec do obcych krajów za grzesznikami, a za ks. Vianney grzesznicy sami biegają. Czytaj dalej Rok Kapłański, cz. 19

Rok Kapłański, cz. 18

PROBOSZCZ Z ARS I SZATAN.

Przez blisko trzydzieści lat, od 1824 do 1858 roku święty proboszcz doznawał zewnętrznej udręki ze strony szatana. Szatan próbował obrzydzić mu modlitwę, surowość życia, trudy apostolskie łudząc się, że w ten sposób zmusi go do porzucenia pracy duszpasterskiej i niezwykłej gorliwości w służbie Bożej. Wynik był wprost przeciwny do oczekiwanego przez szatana, Ks. Vianney pomnożył modlitwę, posty i pracę nad duszami. Szatan zaczął więc fizycznie gnębić i nękać świętego, np. w nocy słyszał rozdzierane firanki i myślał, ze to szczury, ale rano firanki były nietknięte. Sam proboszcz nie był człowiekiem łatwowiernym ani egzaltowanym, więc nie przypuszczał, by to szatan chciał go atakować. Wieloletni lekarz ks. Vianney, dr Saunier, zaświadczył o niezwykłym zrównoważeniu  proboszcza i o jego psychicznej równowadze, więc nie owe odgłosy, które później proboszcz słyszał, to nie były to jakieś halucynacje czy omamy. W nocy słyszał często łomotanie do drzwi i krzyki na podwórzu, ale gdy odważnie wychodził na zewnątrz, nikogo nie zastawał. Doszło nawet do tego, że wystraszony tymi powtarzającymi się hałasami, poprosił jednego z wieśniaków, by z bronią dotrzymał mu towarzystwa. Gdy w nocy powtórzyły sie te przerażające odgłosy, na drugą noc wieśniak za nic w świecie nie chciał już dotrzymywać towarzystwa ks. proboszczowi. Kiedy innych ludzi ze wsi poprosił  do  ochrony, to szatan zastosował taki wybieg, że ci z kolei nic nie słyszeli. Dopiero, kiedy w okresie zimowym usłyszał ogromny hałas na podwórku, rżenie koni i obcą mowę, jakby jakieś wojsko zajechało, a na śniegu nie było żadnego śladu, święty zrozumiał od kogo to pochodziło. Po czasie też ks. Vianney, jak się później zwierzał, zauważył, że szatan szalał zwłaszcza przed dniem, w którym miał do niego do spowiedzi przyjść jakiś wielki grzesznik. Potem dochodziło do tego, że w nocy na probostwie ks. Vianney słyszał najróżniejsze odgłosy, huki i stukanie, a nawet odgłosy zwierząt. W czasie, gdy do Ars zaczęło się zjeżdżać coraz więcej ludzi do spowiedzi i ks. Vianney musiał już po północy iść do kościoła spowiadać, te ataki szatańskie stały się na tyle uciążliwe, że kilka nocy pod rząd nie zmrużył oka, by wypocząć.  Znane są też jednak liczne świadectwa osób poważnych o tym, że ks. Vianney rzeczywiście był atakowany przez szatana. Ta niezwykła zdolność panowania nad szatanem była też powodem, że ks. Vianney został przez biskupa upoważniony do korzystania z władzy egzorcysty. Znane są też liczne przypadki uwolnienia przez świętego proboszcza ludzi przybywających do Ars z opętania. Święty proboszcz bardzo ostro występował przeciw seansom spirytystycznym, wiedząc, ze przez nie ludzie sami pchają się w szpony szatana. Walczył z tym bezwzględnie i nawet swoim penitentom wypominał to w spowiedzi, choć nie mówili o tym.Dopiero pod koniec swego życia święty został uwolniony od ataków szatana i już więcej nie cierpiał z tego powodu, choć sypiać nadal nie mógł, bo dręczył go uporczywy kaszel.

Rok Kapłański, cz. 17

ARS JUŻ NIE ARS!

Ars zmieniło wreszcie duchowe oblicze. Do wdowy Fayot z Les Noes, u której Ks. Vianney ukrywał się w czasie swojej nieudanej służby wojskowej napisał w roku 1823 takie słowa: „Znajduję się na małej parafii, głęboko religijnej, która służy Panu Bogu z całego serca”. Była to bardzo pochlebna opinia swojej parafii i choć wiele jeszcze pozostawało do zrobienia, naprawdę pod wpływem świętego proboszcza ludzie się odmienili. W 1827 roku sam proboszcz na jednym z kazań powiedział: „Bracia moi, Ars, już nie Ars! Słuchałem spowiedzi i mawiałem kazania na nabożeństwach w innych parafiach, podobnej jednak zmiany na dobre, jak tu, nigdzie nie znalazłem”. Można było spotkać młodych ludzi prowadzących zaprzęg z koronką w ręku. Ludzie odzwyczaili się kląć i śpiewać plugawe piosenki. Stosując się do poleceń proboszcza nie zaniedbywano modlitw przed i po jedzeniu, odmawiano trzy razy dziennie „Anioł Pański”. Pobożny zwyczaj nakazywał wkopywać wiosną w ziemię krzyżyki, by zapewnić urodzaje. Dbał o życie rodzinne swoich parafian. Do tych dni, gdy praca nad duszami w konfesjonale nie zabierała mu coraz więcej czasu, chętnie odwiedzał rodziny i pytał o wszystko, i o materialne sprawy, a przede wszystkim o duchowe.

Czytaj dalej Rok Kapłański, cz. 17

Rok Kapłański, cz. 16

DOM OPATRZNOŚCI W ARS.

Ars nie posiadało szkół zasługujących na tę nazwę. nie było tam na stałe nauczyciela, tylko w zimie, gdy nie było prac polowych sprowadzano obcego nauczyciela by uczył dzieci niezbędnych podstaw pisania i czytania. Ks. Vianney za własne pieniądze kupił dość duży dom koło kościoła, wybrał dwie skromne i pobożne dziewczyny i posłał je do Sióstr Św. Józefa w Fareins, by tam zdobyły niezbędne wykształcenie do prowadzenia szkoły. Bezpłatna szkoła dla dziewcząt został otwarta w listopadzie 1824 roku, a niebawem zaczęto przysyłać tam dzieci z innych wsi. Rodzice mieli tylko dostarczyć łóżek, pościeli i zapasów żywności. Często zdarzało się, iż niespodziewanie ktoś posyłał do tego pensjonatu różne rzeczy czy żywność, więc placówka przyjęła tytuł „Domu Opatrzności’.

Czytaj dalej Rok Kapłański, cz. 16

Odpust parafialny 2009

Odpust parafialny 2009W niedzielę, 8 listopada, nasza Parafia obchodziła swój odpust ku czci św. Karola Boromeusza. Uroczystościom przewodniczył ks. kanonik Jerzy Kolon, emerytowany proboszcz parafii pw. Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Suszcu. Odprawił on sumę o godz. 11.00 oraz głosił Słowo Boże podczas wszystkich Mszy świętych.

W kazaniu ubranym w formę dialogu z Karolem Boromeuszem, przekazał nam słowa, jakie święty Karol mógłby powiedzieć dziś do każdego z nas.  Postać Patrona, św. Karola, pokazuje co tak naprawdę liczy się w życiu i co daje szczęście. Mediolański Święty pochodził z zamożnego rodu, posiadł wiele zaszczytnych tytułów miał wielki majątek, ale nie to sprawia, że wspominamy go po prawie 500 latach. Nie godności ziemskie, ani pieniądze zadecydowały o jego szczęściu i świętości, ale otwarte dla drugiego człowieka serce. Ten człowiek odziany w purpurę kardynalską pochylał się nad ludźmi chorymi, biednymi, zakładał sierocińce, szpitale, wychodził na ulice, aby zauważać i pomagać ludziom w potrzebie. Św. Karol uczy nas dzisiaj przemieniać nasze środowiska, rodziny, parafie i czynić miłość wokół siebie.

Podczas uroczystej sumy liturgię uświetniła orkiestra z Goczałkowic. Po Mszy świętej wzięliśmy udział w procesji z Najświętszym Sakramentem. Na zakończenie poleciliśmy Chrystusowi przez wstawiennictwo św. Karola całą parafię i odśpiewaliśmy dziękczynne Te Deum.

W galerii naszej strony można zobaczyć kilkanaście zdjęć z tej uroczystości.