Rok Kapłański, cz. 14

CIĘŻKIE PRÓBY, OSZCZERSTWA I POKUSY.

Wiedział święty proboszcz z Ars, że jego walka z nadużyciami w parafii; z pijaństwem, rozpustą i brakiem poszanowania dla niedzieli nie przejdzie bez sprzeciwu. Mimo, że sam pościł i biczował się, z dopustu Bożego miały na niego przyjść ciężkie doświadczenia. Ci, którzy w niedziele przychodzili do kościoła słyszeli ciągle z ambony wymówki, zaklinania, prośby i groźby. Zapewne nie był to sposób postępowania jego poprzedników, więc zaczęto po domach szemrać na gorliwego proboszcza. Dawano mu nieraz do zrozumienia, że nie życzą sobie takiego surowego kapłana i by opuścił ich parafię. Wykorzystano nawet fakt, że jedna dziewczyna z domu sąsiadującego z plebanią została nieślubną matką, posądzono więc ks. Vianney, ż e to niby on jest ojcem. Bladość oblicza proboszcza z powodu postów odbierano jako skutek tajemnego rozwiązłego życia! Pod wpływem tych duchowych cierpień ks.Vianney rzeczywiście chciał uciec z parafii, ale ktoś naprawdę życzliwy powstrzymał go od tego, przekonując, iż ten sposób potwierdził by tylko te oszczerstwa. Wówczas jeszcze bardziej oddał się w ręce Boga. Cierpliwością i pokorą obalił te wszystkie te obelgi. Doszedł w tym do prawdziwego heroizmu i cieszył się z tych upokorzeń. W stosunku do kobiet był niezwykle skromny i powściągliwy. Zniewagi jednak, których doznawał były niczym wobec pokus i doświadczeń, jakie go gnębiły. W tym samym czasie, gdy ludzie nad nim się znęcali, Bóg dopuścił na niego pokusy zwątpienia a nawet rozpaczy. Zdawało mu się, że jest opuszczony przez Boga i będzie potępiony. Umiłował jednak ten krzyż i odtąd już mu nie ciążył tak okrutnie. Te duchowe zmagania spowodowały, że znacznie podupadł na zdrowiu. Miał dopiero czterdzieści lat, a czuł się już bardzo wyczerpany, prawie stale miewał gorączkę. Dziedziczka z Ars posłała do niego swojego lekarza i miał odtąd prowadzić lepszy tryb życia i pożywienia, ale ani myślał do tego się stosować. Tak więc przezwyciężał święty proboszcz te kryzysy zewnętrzne i swoje wewnętrzne.